Teatr Powszechny - Teatr Powszechny
Image
"Scenariusz urodzin Walentyny nie zmienia się od lat. Sąsiadka Katia przyniesie wódkę i tort z blinów, zagra "Happy birthday" na akordeonie, a potem obie będą się weselić na smutno. Przed laty kochały tego samego mężczyznę - Walentego, który ożenił się z Katią, jednak jego jedyną miłością pozostała Walentyna. Dziś mija dwudziesta rocznica jego śmierci.

 

Oto ekspozycja sztuki Iwana Wyrypajewa, której tytuł jest tłumaczony jako "Walentynki", albo - tak jak w przypadku inscenizacji Teatru Powszechnego w Radomiu - "Dzień Walentego". Pomysł opisania losów miłosnego trójkąta nie jest całkiem oryginalny. Wyrypajew odwołuje się, nawet cytuje kilka kwestii, do sztuki Michaiła Roszczyna "Walentyn i Walentyna", popularnej w Rosji w latach siedemdziesiątych. Odniesień do otaczającej rzeczywistości jest jednak niewiele. Główną materię utworu stanowią zazdrość, nienawiść i niespełniona miłość - stałe inspiracje artystów. Napisany w roku 2002 tekst Wyrypajewa cieszy się w Polsce dużym powodzeniem - radomska realizacja jest dziewiątą premierą "Dnia Walentego", który dotychczas wyreżyserowały m.in. Barbara Sass, Anna Seniuk i Gabriela Kownacka. Sztuka - dość tradycyjna, jeśli chodzi o formę - oddziałuje głównie poprzez warstwę językowo-znaczeniową. Językiem codziennym, z dowcipną ironią opowiada o rzeczach tragicznych. Jej atutem jest także dynamiczne tempo (nieprzewidywalnej) akcji oraz stwarzanie interesujących możliwości obsadowych. Wyrypajew rozpisał dialogi na troje bohaterów, przy czym dwoje z nich widzimy w różnych momentach życia. W spisie osób figuruje Walenty w wieku 18-20 oraz 35-40 lat. Podobnie Katia, ukazana jako młoda dziewczyna (18-20 lat), kobieta w średnim wieku (35-40 lat) oraz sześćdziesięciolatka. Tylko postać Walentyny jest przedstawiona w jednej osobie, rówieśnicy dojrzałej Katii. Nie znamy motywacji autora, można jedynie przypuszczać - za Krzysztofem Kopką - że gorzkie doświadczenia życiowe nie uczyniły Walentyny mądrzejszą; "tak samo naiwnie jak przed laty przeżywa pierwsze miłosne uniesienia i jest tak samo bezradna wobec intrygi Katii" 1.

W spektaklu Andrzeja Sadowskiego bierze udział troje wykonawców. Dojrzałe aktorki wcielają się więc w podwójne role, grając młode dziewczęta. W efekcie - który mógł być komiczny albo wprawić widzów w zakłopotanie - powstały dobre, subtelne kreacje. Tak samo jest w przypadku roli Adama Młynarczyka, który jako młody człowiek musiał uwiarygodnić postać czterdziestoletniego Walentego. Przedstawienie rozgrywa się powoli, jest nierówne. Trudno uwierzyć w pierwsze kwestie bohaterów, dać się wciągnąć w ich historie. Nie urzeka ani opowieść Walentyny (Danuta Dolecka), która tylko "starzeje się i cierpi", ani życiorys przegranej alkoholiczki Katii (Iwona Pieniążek). Także Walenty początkowo przywodzi na myśl

(mimo zgoła odmiennych poglądów) spiętego do granic możliwości młodego budowniczego socjalistycznego ustroju. Kiedy mija mniej więcej jedna trzecia spektaklu, sytuacja się zmienia. Niezwykle wiarygodna jest scena, gdy wypalona, otępiała emocjonalnie Walentyna mierzy ze strzelby do Katii, dając upust tłumionym od lat uczuciom, wyznaje rywalce nienawiść, by po chwili dać jej utulić się do snu i wyznać siostrzaną miłość.

Aktorka grająca rolę Katii nie ma łatwego zadania, ponieważ przez większą część sztuki jej bohaterka jest na rauszu. W takiej sytuacji łatwiej rozbawić widzów, niż opowiedzieć historię nie mniej tragiczną od losów Walentyny. Znakomicie udaje się to Iwonie Pieniążek, szczególnie w scenie, gdy przyznaje, że Katia była świadoma romansu męża z Walentyną. Przemierzając (jako konduktorka) co dwa tygodnie trasę Moskwa - Władywostok, pozostawała bezradna, sam na sam ze swoimi myślami. Podobnie liryczny klimat wprowadzają (niepozbawione akcentów komediowych) sceny, w których Katia czyta list - wyznanie miłości do Walentego, czy czuwa nad snem swojej niedoszłej zabójczyni, grając na akordeonie.

Dwie dojrzałe kobiety, których "przyszłość już minęła", żyją tylko wspomnieniem o Walentym. Chwilami wydaje się, że ich bliskość i wzajemna troska są szczere, ale Wyrypajew szybko wyprowadza nas z błędu. Spod czułych, pełnych litości gestów wyziera nienawiść. Walentyna i Katia zmarnowały swoje życie przez mężczyznę, który być może wcale nie był ich wart. Kiedy Walenty (na skutek intrygi) usłyszał, że Walentyna wychodzi za innego, nawet nie próbował sprawdzić tej informacji i niewiele się zastanawiając, zaproponował małżeństwo Katii. Młynarczyk znakomicie wydobył oschłość i wyrozumowanie, z jakim oświadcza się Walenty, mówiąc: "Skoro nie możesz żyć beze mnie, to żyj ze mną". W tym momencie powinien zabrzmieć powtarzany przez Katię refren: "Nie wolno ludzi okłamywać". Jednak nie zabrzmiał i przepełniona miłością kobieta żyła obok Walentego, będąc żoną i jednocześnie "tą drugą". Obok nich egzystowała Walentyna, licząc, że ukochany zostawi/ zabije dla niej Katię. Nie zdążył (?).

Postać Walentego, mimo że tytułowa, służy wyeksponowaniu ról kobiecych. Adam Młynarczyk, ubiegłoroczny absolwent Akademii Teatralnej, partnerował dwóm aktorkom z dużym dorobkiem scenicznym. Udało mu się stworzyć dobrą rolę - różnica doświadczenia i poziomu aktorstwa jest na scenie mało widoczna. Młynarczyk broni się przede wszystkim dzięki pasji i czytelnemu przekazaniu tekstu. Dochodzi do tego znakomita dykcja i prezencja młodego aktora.

Zgodnie z zamysłem Wyrypajewa na scenie przenikają się czasoprzestrzenie i miejsca akcji. Teraźniejsze wydarzenia (rok 2012) rozgrywają się w surowo urządzonym pokoju Walentyny. Na jego obrzeżach stoją parkowe ławki i drzewa - świadkowie spotkań z "ubiegłego wieku" (lata siedemdziesiąte). Słyszymy na przemian wypowiadane dialogi pełnej wiary w przyszłość młodzieży i rozgoryczonych życiem dorosłych ludzi. Śledzimy kolejne etapy życia bohaterów: czasy studenckie, codzienność małżonków, schadzki kochanków. Konstrukcja sztuki - zawierająca retrospekcje, projekcje snów i monologi wewnętrzne - może wydawać się skomplikowana, jednak widz odnajduje się w niej z łatwością. Przeciwwagę dla scen przepełnionych rzewnymi wspomnieniami stanowią cierpkie rozmowy i kłótnie prowadzące do rękoczynów. Jedną z najciekawszych odsłon, ze względu na swój irracjonalny charakter, jest rozmowa Walentyny z ukochanym prowadzona na chwilę przed jego śmiercią. On miał proroczy sen - wie, że wieczorem umrze na zawał. Ona nie daje wiary i w najlepsze trwa sprzeczka o to, czy jej czterdzieste urodziny będą świętować dzisiaj, czy może innym razem Znakomita jest także scena furii Walentego z zapałem demolującego mieszkanie oraz epizod, w którym Katia próbuje niepostrzeżenie wymknąć się z pokoju śpiącej Walentyny, stąpając na palcach po rozsypanym makaronie.

Sztuka Wyrypajewa nie jest jednoznacznie tragiczna, to raczej tragikomedia, w której wieloma wydarzeniami kieruje "los ironii czy też ironia losu". Autor przedstawia prostą historię ze zwyczajnymi ludźmi w rolach głównych. To diametralna zmiana w stosunku do konstrukcji bohaterów "Tlenu" (On i Ona wypowiadający kolejne "kompozycje") czy "Snów" (cztery monologujące postaci, m.in. Chłopak, który marznie, i Dziewczyna z brązową śliną). Tym razem elementarne pytania na temat sensu ludzkiego życia zostają postawione wprost. Andrzej Sadowski dobrze odczytał intencje autora, opierając swoją inscenizację na dialogu. Budulcem tej sztuki jest słowo, więc widowiskowe sprzeczki i szerokie gesty posuwają akcję do przodu w minimalnym stopniu. Sceny bezsłowne oddziałują z kolei na sferę emocjonalną. Reżyser bez fajerwerków, rzetelnie inscenizuje sztukę

Wyrypajewa, którego opowieści o uczuciach są równie sugestywne na scenie, jak i na kinowym ekranie (pamiętna "Euforia").

Kamila Mścichowska
Teatr nr 12/12.2008
16-12-2008"
PARTNERZY TEATRU
COPYRIGHT © 2020. Teatr powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu
Projekt: Adam Żebrowski    |    Wdrożenie: Flexi Design